piątek, 1 stycznia 2010

Kicz

O kiczu przewrotnie, czyli co łączy Wenus z Milo i Wenus z Willendorfu...

Kicz jest sztuką nadmiaru i rozpasania. To odpowiedź na oczekiwania odbiorcy, który podświadomie pragnie więcej, a konsekwencją tego pragnienia jest gwałtowne zachwianie symetrii i deformacja formy jej niekontrolowany rozrost w pewnych partiach i skarlenie w innych. Zamiast olśniewającej Afrodyty z piany pożądania wyłania się wulgarna piękność bez twarzy z wybujałymi atrybutami kobiecości o ogromnych, obwisłych piersiach i obfitych, rozlewających się kształtach, która bardziej przypomina jakieś monstrum niż kobietę. Dlatego rację mają ci, którzy określają kicz "sztuką szczęścia". Jest to sztuka zaspokojonych pragnień, która z nawiązką spełnia marzenia odbiorców. Daje im bowiem zawsze więcej tego, za czym tęsknili i czego tak skrycie pragnęli. A wracając do postawionego wcześniej pytania. Wenus z Willendorfu to boska Wenus z Milo 30 kilogramów później. Dokonane tutaj porównanie jest absurdalne i niedorzeczne, ale w jakimś sensie - jak sądzę - ujmuje istotę kiczu i wskazuje na jego zmysłowy, uwodzicielski urok. Wszak obie Wenus są piękne i obie uchodzą za niekwestionowane piękności. Pierwsza jest boginką karnawału, frywolną i rozpasaną. Druga jest pełna gracji, ceni umiar i harmonię.


Kicz i infantylizm...

Można także spojrzeć na kicz jako na przejaw infantylizmu. Byłby to wówczas regres sztuki do okresu dziecięctwa - do czasów rozbrajającej, formalnej nieporadności i ckliwego, słodkiego sentymentalizmu.




J.T.

Brak komentarzy: